na skraju dnia
w zerkającym zimnem
oku nocy
uzmysławiam sobie
naszą różnorodność

krew z krwi duszy
ale nie z usposobienia
marzenia
skłócone choć wspólne
pory dnia
dzielone jak
opłatek

lecz
nie odpłyniemy
od siebie
nazbyt
daleko
jeden wir
los spleciony
ten sam
kierunek
dążeń

są na to słowa
zaczarowane w trywialność –
tożsamość i miłość